Finalistki i finaliści drugiej edycji Hello Entreprenuership
Khedi Alieva
Rozwój Kuchni Konfliktu
Khedi Alieva
Rozwój Kuchni Konfliktu
Plan był długofalowy. Siostra zdobywała doświadczenie w gotowaniu w restauracji, syn w kebabie i dużej sieci handlowej, podpatrując pracę kierownika i logistykę. Czasem zarabiali tyle, co nic. Ale dla Khedi było ważne, że zdobywają kompetencje.
W marcu 2021 r. Khedi odebrała telefon od Jarmiły Rybickiej, założycielki Kuchni Konfliktu. – Chcę przekazać lokal, ale tylko komuś o dobrym sercu. Khedi, przejmiesz Kuchnię?
Khedi nie trzeba było dwa razy powtarzać. – Zaczniemy powoli, żeby się wdrożyć. Potem zatrudnimy więcej ludzi - osoby z niepełnosprawnościami, uchodźców i starsze kobiety na kuchnię. Na miejscu będziemy też sprzedawać rękodzieło wykonywane przez uchodźczynie. Za kilka lat otworzymy KK w innych miastach – snuje wizje Khedi. A nie ma powodów nie wierzyć w jej sukces. Przez 8 lat pobytu w Polsce zdążyła stworzyć tyle dobra, że niejeden miejscowy aktywista by jej pozazdrościł. Przyjechała z Groznego z trójką dzieci w 2012 r. - Miałam wtedy 42 lata. Brałam udział w wielu projektach, żeby poznać nowe koleżanki. Ale projekty szybko się kończyły, kontakty nie zostawały. Postanowiłam sama stworzyć organizację, żeby mieć równe prawa – opowiada Khedi. Tak powstała Fundacja Kobiety Wędrowne - pierwsza fundacja w Europie założona przez uchodźczynię. Dziś prowadzi badania i edukację równościową. Khedi założyła też domową wspólnotę uchodźców Dom Międzykulturowy, zasiadała w Radzie ds. Integracji Imigrantów przy prezydencie Adamowiczu, współpracowała z Europejskim Centrum Solidarności, WOŚP. Prowadzi wykłady i warsztaty dla studentów, nauczycieli i pracowników socjalnych, pisze artykuły. – Po prostu nie umiem usiedzieć w jednym miejscu.
Problem do rozwiązania: Dla uchodźców i uchodźczyń kluczowe dla odzyskania poczucia bezpieczeństwa może być przyjazne miejsce pracy. Takie, w którym ich umiejętności są ciągle doceniane, a potrzeby respektowane. Trudno o bardziej wzorowe miejsce niż Kuchnia Konfliktu.
Zaira Avtaevea i Zalina Tavgereeva
Wspólnota rękodzielcza i sklep online
Zaira Avtaevea i Zalina Tavgereeva
Wspólnota rękodzielcza i sklep online
Rzeczy Drugie to kolektyw 10 kobiet – z Polski i Czeczenii, które połączyła Ewa Kozdraj, która utworzyła w ośrodku dla uchodźców w Łukowie pracownię artystyczno-rzemieślniczą. Administrator ośrodka użyczył kobietom na ten cel osobne mieszkanie, sojusznicy pomogli je umeblować. – Dużo się tu nauczyłyśmy. Szyć, wytwarzać. Serce mi szybciej bije na myśl o nowym spotkaniu – opowiada Zalina, członkini Kolektywu.
Rzeczy Drugie to też nazwa sklepu internetowego, w którym sprzedawane jest rękodzieło Kolektywu. – Chcemy podążać za tym, co sprawdza się i sprawia nam radość – mówi Ewa Kozdraj, która od 12 lat działa ze stowarzyszeniem „Dla Ziemi” na rzecz integracji uchodźców. Wraz z Kolektywem planują rozwój inicjatywy w stabilne przedsiębiorstwo społeczne, oparte na współpracy artystów z uchodźczyniami i migrantkami. Część zysku ze sprzedaży rękodzieła tworzonego we współpracy z artystami będzie przeznaczona na wsparcie najpilniejszych potrzeb osób w ośrodku w Łukowie, w tym na edukację dzieci.
- Chcemy, by w przyszłości powstał lokalny Fundusz Uchodźczy, który będzie finansować to, co dawniej opłacane było w ramach projektów unijnych stowarzyszenia, jak np. kursy zawodowe. Teraz możemy zrobić zbiórkę publiczną na zakup okularów leczniczych albo wycieczkę dla dzieci, ale nie da się w ten sposób wspierać rozwoju zawodowego – mówi Ewa Kozdraj.
A przedsiębiorczości paniom z Łukowa nie brakuje. Na początku pandemii w maseczki wyposażyły wszystkie oddziały PCK na Lubelszczyźnie. – Panie stworzyły swoją własną markę „Rzeczy Drugie”; współpracujemy z szeregiem artystów i artystek z całej Polski – mówi artystka Pamela Bożek, członkini Kolektywu.
Problem do rozwiązania: Uchodźcy i uchodźczynie przebywający w ośrodkach dla cudzoziemców mogą czuć się izolowani od polskiego społeczeństwa. Wprawdzie dzieci chodzą do pobliskich szkół, ale dorośli nie mogą podjąć pracy, dopóki nie wyjaśni się ich sytuacja prawna. Mają przez to niewielką szansę na realną integrację do życia w kraju przybycia, dopóki ktoś z zewnątrz nie rozpocznie działań w samym ośrodku.
Tetiana Baran
Pracownia rzemieślniczo-krawiecka
Tetiana Baran
Pracownia rzemieślniczo-krawiecka
Mereżkowanie, koronka klockowa, batik, szydełkowanie – to co profesorowie poznańskiej School Of Form nazywali wyrabianiem „pustych godzin”, Tietiana lubiła najbardziej. Poza samym szyciem oczywiście. Kilka lat po studiach, już jako osoba na stanowisku specjalisty w Pracowni Krawieckiej na swojej uczelni, postanowiła stworzyć projekt badawczo-edukacyjny i przy okazji połączyć go ze stworzeniem własnej marki.
Tetiana Baran zamierza utworzyć otwartą dla młodzieży i wszystkich zainteresowanych pracownię, w której będzie można uszyć zaproponowany element stroju i wykończyć go wybranym rękodziełem. To nie koniec. Strój będzie można wystawić na platformie online uczącej o odpowiedzialnej modzie. Pierwsza na stronie wzorcowa kolekcja, pokazująca, co można stworzyć w pracowni, opracowywana jest już przez Tetianę.
Celem projektantki jest upowszechnienie ginącego rękodzieła. Do współpracy zaprosiła zarówno doświadczone rzemieślniczki ze starszego pokolenia z wielkopolskich wsi, jak i specjalistów od projektowania 3D i robotyki. – Sięgamy do tradycji i unowocześniamy ją, żeby stworzyć alternatywę dla mass marketów.
Problem do rozwiązania: Szybka moda zaśmieca planetę. Eksplozja konsumpcjonizmu w ostatnich latach wykorzystuje niskopłatnych pracowników krajów rozwijających się i zwiększa zanieczyszczenie środowiska. Odejście od lokalnego wytwarzania odzieży powoduje, że starsze osoby, które dotąd przekazywały sztukę tradycyjnych rzemiosł swoim dzieciom i wnukom, czują się niepotrzebne.
Wendy Jin
Salon masażu chińskiego
Wendy Jin
Salon masażu chińskiego
Wendy Jin uważa, że powinniśmy przełamywać bariery i stereotypy dotyczące osób z niepełnosprawnością i tworzyć dostępne środowisko pracy. Chce wdrożyć w Polsce pomysł, który sprawdza się w krajach Azji Wschodniej. Jin planuje otworzyć salon masażu chińskiego, na początek w Warszawie. W ofercie znajdzie się terapeutyczny masaż chiński Tui Na oraz inne tradycyjne masaże chińskie. Wendy po raz pierwszy zetknęła się z osobami z niepełnosprawnością podczas wolontariatu w szkole podstawowej. W Chinach uczyła się również masażu od niewidomych nauczycieli. I choć wyjechała na studia śpiewu klasycznego do Niemiec, po ich ukończeniu postanowiła wrócić na kierunek, by pomagać innym. Jej plan na rozwój przewiduje ubieganie się o dofinansowanie z PFRON i Urzędu Pracy oraz współpracę ze stowarzyszeniami osób niewidomych. Wendy ma nadzieję na rozszerzenie działalności salonu na różne miasta i chce pod jedną marką świadczyć więcej usług z innymi specjalistami, a także prowadzić szkolenia z masażu chińskiego.
Problem do rozwiązania: W 2019 roku w Polsce tylko 29 proc. osób z niepełnosprawnościami było aktywnych zawodowo. Pracujących niewidomych i niedowidzących jest jeszcze mniejszy procent. Niewidoczni na ulicach, pozostają niewidoczni na rynku pracy. Potrzeba więcej systemowych zmian, ale też otwarcia pracodawców na nowych pracowników.
Viktoria i Volodymyr Lavrykowie
Skutery na wynajem i usługi doradcze
Viktoria i Volodymyr Lavrykowie
Skutery na wynajem i usługi doradcze
Viktoria i Volodymyr przyjechali do Polski z Kijowa. Oboje dobrze wykształceni, z początku szukali pracy na start, prostych zajęć i równolegle uczyli się języka polskiego. Viktoria pracowała jako kelnerka, potem na recepcji, a Volodymyr jako dostawca pizzy. Dziś już Viktoria pracuje w biurze, a Volodia jako inżynier, ale ze swoich doświadczeń zaczerpnęli pomysł na biznes.
- Chcemy pomóc tym, którzy stawiają pierwsze kroki w Polsce. Zazwyczaj tacy ludzie nie mają dużo pieniędzy, pilnie poszukają pracy, a jednocześnie są mocno zagubieni, np. nie orientują się jakiej formy zatrudnienia mogą się spodziewać – opowiada małżeństwo. Viktoria i Volodymyr planują zainwestować w skutery i wypożyczać je na dłuższe okresy migrantom, którzy chcą sie zatrudnić przy dostawie jedzenia. – Nasze warunki będą czyste i jasne. Żadnych kruczków w umowach. Szkolenie z prowadzenia pojazdu i wsparcie, jak się coś zepsuje – mówi Volodia.
Z czasem chcą poszerzyć flotę o auta. Jednocześnie planują udzielać płatnych porad początkującym migrantom: jak rozmawiać z pracodawcą np. z Uberem, jakie są rodzaje umów w polskim prawie, jakie są prawa pracowników. Wszystkie pierwsze potrzeby – łącznie z usługami księgowymi.
Do otwarcia biznesu małżeństwo przygotowuje się od dłuższego czasu. Sprawdzili rynek, przeanalizowali kosztorys, oboje biorą udział w szkoleniach biznesowych.
Problem do rozwiązania: Rozpoczynanie życia na emigracji to duże koszty na starcie. Migranci potrzebują podjąć pracę jak najszybciej. Często jedynym dostępnym dla nich na szybko zajęciem jest dostawa jedzenia.
W tym przypadku jedyną barierą może być brak środka transportu.
Daniil Liazhdzei
Sprzedaż waty cukrowej
Daniil Liazhdzei
Sprzedaż waty cukrowej
To była praca na lato, sprzedaż waty cukrowej. Świeże powietrze, mijani spacerowicze, uśmiechy dzieci. – Wcale nie było tak różowo, jak można sobie wyobrazić. Zobaczyłem, że nie idzie dobrze ten biznes. Pomyślałem: trzeba coś zmienić! – mówi Daniil o tym, jak wpadł na pomysł, żeby nauczyć się popularnej w Azji metody tworzenia z waty cukrowej niezwykłych kształtów. Uczył się metodą prób i błędów z youtuba. Wkrótce Daniil układał na patyku kolorowe kwiaty, zwierzęta i postaci z kreskówek, a wokół wózka ze słodkim przysmakiem zbierało się coraz więcej widzów. - Cieszyłem się, że moja praca przynosi dzieciakom i ich rodzicom tak wiele radości – mówi. Postanowił otworzyć własną firmę. Od dawna myślał o tym, aby spróbować za zachodnią granicą. Daniil studiuje na drugim roku organizacji produkcji filmowej w Krakowie. Inicjatywą Daniila jest dawanie ludziom pozytywnych emocji. Na początku chce otworzyć jeden punkt w malowniczym krakowskim parku. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, planujemy otworzyć punkty w innych miastach Polski.
Problem do rozwiązania: Podobno przeciętnie dziecko uśmiecha się aż 400 razy dziennie. Osoba dorosła – 15 razy. W czasie pandemii uśmiech rzadziej pojawia się na naszych twarzach. Daniil chce walczyć z codziennymi smutkami.
Natalia Perevalova
Salon groomerski
Natalia Perevalova
Salon groomerski
Natalia Perevalova planuje otworzyć salon groomerski, w którym będzie świadczyć specjalistyczne usługi dermatologiczne. Lokalizacja: Targówek, blisko dzielnic licznie zamieszkiwanych przez migrantów rosyjskojęzycznych.
Perevalova nastawia się na klientelę ze wschodu. - Imigranci przyjeżdżają do Polski często ze swoimi psami. Na początku nie znają dobrze polskiego, więc szukają opieki nad zwierzęciem prowadzonej w swoim języku – opowiada. Natalia sama wielokrotnie musiała odnajdywać się w nowych miejscach, migrując jako córka rosyjskiego oficera. Urodzona w Niemczech, mieszkała w Turcji, Ukrainie, Austrii, najdłużej zaś na Krymie, skąd trafiła do Polski w 2016 r. – Drugiego grudnia przyjechałam, czwartego już pracowałam – mówi. Jako lekarka weterynarii ze specjalizacją dermatologiczną i stomatologiczną mogła przebierać w ofertach. W Kijowie ukończyła też akademię groomingu i spa oraz fizjoterapię w Wiedniu. Te szkolenia pozwoliły jej na zmianę oferty usług tak by w trakcie pandemii móc przyjmować psy w domu, przestrzegając zaleceń bezpieczeństwa sanitarnego.
O Natalii zrobiło się głośno na migranckich forach. Klientów wciąż przybywa, a miejsca
w kawalerce mało, również na wyrabianie psich specyfików, czym Natalia zajmuje się „po godzinach”. Salon na Targówku jest koniecznością. Przedsiębiorczyni planuje zatrudnić do pomocy groomerki migrantki. W ofercie znajdą się: szczepienia, wyrabianie paszportów, wszelkie usługi dermatologiczne i pielęgnacyjne.
Problem do rozwiązania: Opiekę nad ukochanym zwierzęciem łatwiej powierzyć zaufanym osobom. Nic dziwnego, że rosyjsko- i ukraińskojęzyczni właściciele czworonogów chętniej szukają usług weterynaryjnych i pielęgnacyjnych dostępnych w ich własnym języku. Migranci chcący adoptować zwierzęta ze schroniska napotykają na poważną przeszkodę, jaką jest wymóg prawa stałego pobytu.
Anastasiia Serebriakova
Rozwój pracowni krawieckiej
Anastasiia Serebriakova
Rozwój pracowni krawieckiej
Anastasiia nie jest zwyczajną krawcową. Wychowywała się w obwodzie dniepropietrowskim. Po ukończeniu technikum krawiectwa pracowała jako kostiumografka w Pałacu Kultury – ośrodku przynależącym do wielkiego zakładu przemysłowego, jednym z głównych pracodawców w mieście. Dość szybko została wybrana przez pracowników od kultury przewodniczącą ich związku zawodowego i przedstawicielką przed zarządem całego zakładu. – Zajmowaliśmy się pomocą w chorobie, zasiłkami finansowymi, byłam też mediatorką w sprawach z pracodawcą. Ale, jak często bywa, szewc bez butów chodzi. Nie byłam w stanie wywalczyć wyższej pensji ani zmiany stanowiska – opowiada Anastasiia. Zdecydowała się na wyjazd do Polski w 2014 r. – za pieniędzmi i szansą rozwoju.
Dziś nadal łączy zawód i opiekę nad pracownikami. Od 5 lat z powodzeniem prowadzi pracownię krawiecką. Zatrudnia kilka osób, samych migrantów. – Biznes dla mnie to odpowiedzialność za wszystkich. Na mojej głowie są pensje i to, żeby pracownicy mieli uregulowany pobyt. Jesteśmy trochę jak rodzina – mówi.
To prawda, w pracowni zatrudnia obecnego partnera oraz syna. – Syn został krawcem z ambicji. Stwierdził „ja nie potrafię?” Usiadł za maszyną i w jeden dzień uszył sukienkę. Dziś tworzy wspaniałe suknie ślubne – opowiada. Ze względu na jego talent oraz z pasji Anastasiia szykuje otwarcie butiku ślubnego, a także powiększenie pracowni i zatrudnienie przynajmniej kilku nowych pracowników.
Problem do rozwiązania: Problemy migrantów i migrantek najczęściej związane są z miejscem i warunkami pracy. W nowym kraju migranci wchodzą na nowy rynek pracy, gdzie mogą panować inne zwyczaje, inna kultura, ale przede wszystkim inne prawo, w tym prawa pracownicze. Potrzeba czasu, aby się zaadaptować. Dla budowania poczucia bezpieczeństwa nieoceniony też jest godny zaufania pracodawca, dbający o dobro swoich pracowników.
Bohdana Tsybukh
Trójjęzyczny punkt przedszkolny
Bohdana Tsybukh
Trójjęzyczny punkt przedszkolny
Bohdana od zawsze miała talent do języków i plan, żeby zostać nauczycielką angielskiego. Po 2 latach spędzonych w USA przymierzała się do założenia własnej szkoły. Ale wraz z urodzeniem dziecka przyszła fascynacja multilingwizmem. Wraz z mężem prowadzą w domu mały eksperyment. – Zaczęłam do Artema mówić po angielsku od drugiego miesiąca życia. Mąż mówi po polsku – gdy się poznaliśmy nie poznałam, że jest z Ukrainy jak ja, tak płynnie się posługiwał językiem. Między sobą rozmawiamy po ukraińsku – opowiada. Chłopczyk ma 1,5 roku i rozumie zdania we wszystkich trzech językach.
Swoją metodę Bohdana przenosi do większej grupy dzieci. Po wstępnym rozeznaniu ma już rodziców 16 maluchów chętnych zapisać swoje pociechy do trójjęzycznego punktu przedszkolnego w Swojczycach, dzielnicy Wrocławia popularnej wśród jej rodaków z zachodniej części Ukrainy. Zorganizowała już lokal oraz dwie pozostałe opiekunki – ukraińskojęzyczną i polskojęzyczną.
- Dla wielu Ukraińców bariera językowa powoduje, że wciąż czują się obco, choć przyjechali do Polski na stałe. Wszyscy chcemy, aby nasze dzieci nie miały problemów z adaptacją, z językiem i z nauką– mówi Bohdana. Dzieci ze Swojczyc będą chłonąć angielski, polski i ukraiński na co dzień, naturalnie w rozmowie i zabawie z opiekunkami, bez wkuwania gramatyki i odpytywania ze słówek.
Problem do rozwiązania: W Polsce żyje ponad 2 miliony migrantów, część z nich to dzieci. Wychowywane w rodzinie i społeczności rodzimej, często mają problemy z integracją do życia w języku polskim. Są też przypadki rodzin, np. mieszanych, gdzie jeden z języków rodziców nie jest używany w domu. Dlatego wielojęzykowe placówki spełniają potrzeby wielu rodziców.
Alina Voloshyna
Aplikacja wypełniająca urzędowy wniosek
Alina Voloshyna
Aplikacja wypełniająca urzędowy wniosek
Alina w Polsce najpierw studiowała dzięki programowi Erasmus. Zakochała się w klimacie Wrocławia i kilka lat później postanowiła tu wrócić. To wtedy po raz pierwszy miała do czynienia z urzędem wojewódzkim. – Dużo procedur, nieznanych przepisów, obcy język i na dzień dobry: 12 stron wniosku o pobyt do wypełnienia. Niby jest tłumaczenie na rosyjski, ale nie wszędzie. I nie wszystkie polecenia są zrozumiałe. A od tego wniosku zależy twoje być albo nie być. W Polsce. Dosłownie – wspomina.
Własne trudne początki, ale też historie wielu znajomych dały Alinie do myślenia. Postanowiła stworzyć aplikację mobilną pomocną w wypełnieniu wniosku o pobyt czasowy. Co będzie efektem pracy w aplikacji? Użytkownik uzupełni swoje dane według wskazówek w swoim ojczystym języku, a system generuje mu wniosek, który wystarczy wydrukować.
Przejrzystość, przyjazny interfejs, dostępność wielu języków oraz poszerzony pakiet z indywidualną konsultacją mają sprawić, że aplikacja w ciągu 5 lat będzie używana powszechnie. Alina nie ma wątpliwości, że to przydatne narzędzie. Na co dzień pracuje jako specjalistka ds. migracyjnych w kancelarii adwokackiej i obserwuje, z jakimi trudnościami mierzą się migranci w urzędzie wojewódzkim.
Na „niepoprawne wypełnienie wniosku” składać się może m.in. nieprawidłowa transkrypcja swojego imienia i nazwiska w języku polskim albo pominięcie jakiegoś pola. Konsekwencją jest często odmowa wszczęcia postępowania i wydłużenie długiego czasu oczekiwania na zgodę na pobyt czasowy o kolejne kilka miesięcy.
Problem do rozwiązania: Migrantom przyjeżdżającym do Polski sprawia trudność wypełnienie wniosku o pobyt czasowy. Wniosek jest długi, napisany urzędowym językiem, nie w pełni przetłumaczalny. Konsekwencją nieprawidłowego wypełnienia jest długi czas oczekiwania, który utrudnia migrantom funkcjonowanie: szukanie pracy, zakładanie konta w banku i przede wszystkim wyjeżdżanie z kraju, żeby odwiedzić rodzinę, nawet w nagłych przypadkach.